tiktok live tiktok partners
Bartosz Ostałowski Drift Wywiad Motorsport Kierowca Automotive

Bartosz Ostałowski o przeciwnościach losu, determinacji i walce o marzenia

Przeczytasz w 24 minuty
26 wrzesień 2023
26
wrz

Wyjątkowy drifter i jedyny na świecie profesjonalny kierowca, który prowadzi auto stopą – człowiek, dla którego nie ma rzeczy niemożliwych. Wraca do dramatycznych wydarzeń, na skutek których musiał na nowo uczyć się życia, oraz opowiada, jak dzięki uporowi i determinacji można wspiąć się na wyżyny swoich umiejętności. Opowiada o swojej pasji do motorsportu, codziennych treningach i regeneracji.

Kochasz prędkość, ekstremalną jazdę i głośny ryk silnika, a na torze czujesz się jak ryba w wodzie. Kiedy odkryłeś, że motorsport to Twoja pasja?

W zasadzie jest to coś, co było we mnie od zawsze. Odkąd byłem małym chłopcem, bardzo cieszyły mnie samochody i motocykle. Chciałem obejrzeć, dotknąć, wsiąść do samochodu, spróbować poprowadzić. Jak tylko była taka możliwość, siadałem u taty na kolanach, żeby trochę pokręcić kierownicą, bo nie dostawałem do pedałów. Interesowały mnie też różnego rodzaju imprezy sportowe czy samochody wyścigowe. Z czasem tak już zostało i dalsze kroki w moim życiu były podyktowane tym, żeby jak najbardziej związać się z motoryzacją, zgłębiać temat budowy samochodów i techniki. Kiedy wybierałem kierunek studiów, zdecydowałem się na mechanikę i budowę maszyn, czyli coś ściśle związanego z inżynierską stroną motoryzacji. 

A kiedy nastąpił moment przejścia z czystej zabawy do rywalizacji w zawodach?

Myślę, że na etapie liceum albo nawet szkoły podstawowej. Od zawsze marzyłem, aby zostać kierowcą zawodowym i móc wystartować w rajdzie. Jako dziecko oglądałem zespoły wyścigowe, samochody i ich przygotowania. Było to dla mnie niezwykle emocjonujące, natomiast nie do końca wtedy wiedziałem, jak to zrobię. W czasach liceum starałem się zdobywać coraz więcej informacji technicznych, a potem poszedłem na odpowiednie studia. W międzyczasie kupiłem pierwszy samochód i przygotowywałem go do startów. Kiedy tylko zdobyłem prawo jazdy, od razu miałem w planach, żeby startować w pierwszych SuperOES-ach i zbierać punkty do licencji rajdowej. Od początku byłem sfokusowany na to, żeby się ścigać. 

Wypadek, któremu uległeś i na skutek którego straciłeś kończyny, dla niejednego byłby powodem do załamania. Ty udowadniasz, że uszczerbek na zdrowiu nie jest barierą nie do przeskoczenia. Powiedz, na ile ta sytuacja zmieniła Ciebie i Twoje podejście do życia? Czy stałeś się przez nią silniejszy?

Myślę, że na pewno. Kiedy doszło do wypadku, miałem 20 lat, więc można powiedzieć, że był to początek dorosłego życia. Dużo czasu spędzałem wówczas w warsztacie, doskonaląc swój samochód. Na co dzień jeździłem też na motocyklu i studiowałem, więc tych zajęć było całkiem sporo. Starałem się jak najbardziej przygotowywać, żeby urzeczywistnić swoje marzenia związane z pierwszymi profesjonalnymi startami.  Pewnego dnia przydarzył się wypadek, który wywołał ogromne zaskoczenie. Był to przejazd z miejsca A do punktu B dosłownie kilka ulic od domu, w mieście, w którym mieszkałem, na trasie, którą pokonywałem wielokrotnie. Pojechaliśmy z moim kolegą, który jechał przede mną na swoim motocyklu. Skręciliśmy z obwodnicy w drogę do centrum miasta i nagle między nas z drogi podporządkowanej wyjechał samochód osobowy, który zagrodził mi drogę. Starałem się wyhamować, jednak zobaczyłem, że nie dam rady, bo działo się to bardzo szybko. Kiedy jedzie się za kimś, to bardziej patrzy się na kierowcę z przodu. Ten samochód pojawił się między nami znienacka, więc miałem niewiele czasu na reakcję. Stwierdziłem, że odruchem obronnym położę motocykl na prawą stronę, żeby uniknąć uderzenia w samochód. To się udało, ale siłą odśrodkową przesunąłem się w stronę jezdni i uderzyłem rękami w przydrożną barierkę wyspawaną ze starych rur. Było to na tyle nieszczęśliwe, że lekarze musieli podjąć decyzję o amputacji. Wtedy tak naprawdę całe moje życie legło w gruzach. Wszystkie plany, dążenia, aktywności, zajęcia, które podejmowałem na co dzień, nagle przestały być realne i możliwe do kontynuowania. Znalazłem się w szpitalu z pustką w głowie i przerażeniem, bo straciłem obie ręce i nie wiedziałem, jak moje życie będzie dalej wyglądało. Nie sądziłem, że kiedykolwiek jeszcze uda mi się wsiąść za kierownicę. 

Jak duże znaczenie w procesie rehabilitacji odegrało wsparcie rodziny? Czy korzystałeś w tym czasie z pomocy psychologa?

Rehabilitacja zajęła mi około roku. Na początku było to wychodzenie z ran po operacji w szpitalach, a potem już rehabilitacja ruchowa, żeby wrócić do jakiejś sprawności. W tym czasie obecność i wsparcie rodziny były bardzo ważne, natomiast w pewnym momencie zostaje się z tym wszystkim samemu. Trzeba podjąć decyzję, co dalej robić, bo był taki moment, kiedy wróciłem z tych wszystkich szpitali i znalazłem się z powrotem w swoim mieście, we własnym mieszkaniu. Odwiedziłem swój garaż, gdzie stał mój motocykl oraz samochód, który był na kobyłkach warsztatowych, tak jak go zostawiłem. Nikt nie miał czasu w ogóle się nim zająć. W tamtym momencie uświadomiłem sobie, że już nigdy nic nie zrobię przy samochodzie i nigdy nie wsiądę na motocykl. Było to smutne i przygnębiające zderzenie z rzeczywistością. Pewne czynności życia codziennego były trudne, ale liczyła się pomoc bliskich, dzięki której nie odczuwałem aż tak bardzo, że nic nie jestem w stanie zrobić na co dzień. W pewnym momencie poczułem, że nie chcę wegetować i być zdanym na pomoc innych, tylko chciałbym spróbować samodzielnie podjąć jakieś kroki. Znaków zapytania było wiele. Pojawiły się głosy, że trzeba zmienić kierunek studiów, bo w mechanice niewiele zrobię i powinienem inaczej zacząć układać życie. Poczułem jednak, że nie chcę nic zmieniać, bo to była moja pasja od zawsze, więc dążyłem do tego, żeby wrócić na ten kierunek, który rozpocząłem. Walczyłem też o to, żeby w takim zakresie, w jakim będę mógł, kontynuować moją pasję. Może już nie jako kierowca czy aktywny uczestnik, ale myślałem o możliwości bycia inżynierem w teamie wyścigowym, który mógłby coś projektować czy planować. Chciałem być po prostu częścią świata motorsportu. Z takim postanowieniem wróciłem na studia i równocześnie zacząłem szukać rozwiązań dotyczących tego, jak być bardziej samodzielnym. Postanowiłem, że zrobię wszystko, co się da, żeby w tej nowej sytuacji stać się niezależnym, i chciałem zobaczyć, dokąd mnie to zaprowadzi. Dało mi to motor napędowy do działania, a to, że się zawziąłem i chciałem odzyskać część dawnego życia, sprawiło, że nie potrzebowałem żadnych rozmów z psychologami. Było to po prostu skoncentrowanie się na celu. Będąc na studiach, szukałem inspiracji wśród osób, które znalazły się w podobnej sytuacji do mojej. Magiczny moment nastąpił, kiedy znalazłem filmik z kierowcą, który prowadził stopą. Wtedy moje nadzieje rozbudziły się na nowo. Pojawiła się szansa, że będę mógł spróbować poprowadzić i tak też się stało. Kupiłem samochód z automatyczną skrzynią biegów, który miał być przeznaczony na jazdy próbne. Pojechałem z moim tatą na duże lotnisko, żeby było bezpiecznie. Wsiadłem za kierownicę, włożyłem drive’a, puściłem hamulec, samochód ruszył i poczułem, że mogę go kontrolować, mogę skręcać, przyspieszać, hamować. Zdałem sobie wtedy sprawę, że jazda samochodem nie jest jeszcze przekreślona i że będę mógł poprowadzić. 

Co czułeś, wsiadając do samochodu jako kierowca pierwszy raz od wypadku?

To było niesamowite uczucie, ale dość szybko zostałem sprowadzony na ziemię. Jednak ta pozycja z nogą na kierownicy nie jest do końca naturalna i wygodna, więc noga szybko mi ścierpła, zaczęły mnie ciągnąć mięśnie oraz ścięgna. Czułem dyskomfort, więc musiałem przerwać, ale wiedziałem już, że się da. Wróciłem do domu, rozciągałem się i ćwiczyłem, żeby wzmocnić mięśnie, rozciągnąć je tak, by noga miała większy zakres ruchu. Kolejnego dnia wracałem za kierownicę, potem na ćwiczenia i tak każdego dnia coraz dłużej byłem w stanie prowadzić samochód i czuć się dobrze. Po jakimś miesiącu po raz pierwszy sam pojechałem na uczelnię. 

Kierowanie autem bez użycia rąk jest niemałym wyzwaniem. Jak i gdzie nauczyłeś się kierować stopą?

Uczyłem się samodzielnie, choć był taki moment, kiedy spotkałem artystę, który mieszkał niedaleko mojego miasta i on też prowadził stopą. Zobaczyłem też, jak on to robi, jak otwiera drzwi i obsługuje samochód. To był kolejny dowód na to, że jest to możliwe i jest to kwestia wyłącznie pracy i ćwiczeń. Później jeździłem z kierowcą, który siedział koło mnie i mógł w razie czego przytrzymać kierownicę, zaciągnąć hamulec ręczny, czy pomóc z czymś, gdybym nie zdążył zareagować. Był to dla mnie bufor bezpieczeństwa, mogłem w komfortowych warunkach testować różne sytuacje, które mogą mnie potem spotkać na drodze. Pomogły też ćwiczenia mające na celu usprawnianie stopy. Myślę, że z czasem przeszła ona transformację i dzięki temu zacząłem czuć cały samochód i jego prowadzenie. Tak też zrodził się pomysł, aby wrócić do motorsportu i bardziej ekstremalnej jazdy. 

Jesteś jedynym na świecie profesjonalnym kierowcą wyścigowym, który prowadzi samochód samą stopą. Twoja historia pokazuje, że „niemożliwe nie istnieje” – jak, pomimo trudności i ograniczeń, udało Ci się tego dokonać?

To było z pewnością coś, w co nikt na początku nie wierzył. Stwierdziłem, że małymi kroczkami zacznę przygodę z jazdą sportową, którą znałem z czasów sprzed wypadku. Kupiliśmy kolejny samochód z przeznaczeniem na testy – stare BMW E30 z automatyczną skrzynią biegów, którym miałem jeździć na treningi, próbować swoich możliwości w bardziej technicznej jeździe z większymi przeciążeniami, na bardziej przyczepnej oponie. Tak też się stało. Samochód został zmodyfikowany pod moje wymagania, ale działo się to etapami. Na początku zobaczyłem, że przeciążenia są dużo większe, więc założyliśmy fotel z bocznym trzymaniem, stricte sportowy, następnie inaczej ustawiliśmy pedały gazu i hamulca. Później zmieniłem też kierownicę na taką, która jest bardziej przyczepna i tak małymi krokami przygotowywałem ten samochód do tego, żebym mógł coraz lepiej wykonywać wszystkie czynności wewnątrz. Wraz z moim rozwojem, kiedy widziałem, że coraz lepiej radzę sobie z daną rzeczą i czegoś mi brakuje, szybko starałem się to zmienić i udoskonalić. Po roku nastąpił moment, kiedy zobaczyłem, że nie odstaję od moich kolegów, którzy ze mną trenują i są sprawni. Uświadomiłem sobie, że jestem w stanie zrobić dokładnie to samo, co oni. Pomyślałem wtedy, aby pójść o krok dalej, zaryzykować i spróbować zrobić licencję kierowcy zawodowego. Zadzwoniłem do Automobilklubu Rzemieślnik, do Kuby Mroczkowskiego, który był jego prezesem i powiedziałem, że nie mam rąk, ale chciałbym zdobyć licencję wyścigową. Było trochę niedowierzania, jednak wiadomo, co można sobie pomyśleć w takiej sytuacji. Umówiliśmy się na spotkanie na torze wyścigowym Autodrom Słomczyn, gdzie mieliśmy o tym wszystkim porozmawiać i miałem pokazać, jak jeżdżę. Na miejscu był też instruktor jazdy sportowej, który miał ocenić, jak prowadzę i jak w moim wydaniu wygląda obsługa samochodu. Wziąłem moje BMW, pojechałem pod Warszawę, wsiadłem z instruktorem do samochodu, przewiozłem go po torze, pokazałem mu, co potrafię, pojechałem nawet trochę ostrzej z jakimiś poślizgami przy wyjściu z zakrętów. Pamiętną sceną był powrót z testów, przyjazd na metę i opinia instruktora, który skomentował mój przejazd, mówiąc: „No ogarnia”.  Pokazałem, że potrafię dobrze panować nad samochodem, że nie ma się do czego przyczepić w mojej jeździe i sportowej linii przejazdu. To otworzyło mi drogę do tego, żeby podejść do egzaminu, natomiast okazało się, że by ten egzamin finalnie zdać, muszę też pokazać, że umiem opuścić samochód w 8 sekund. To było bardzo duże wyzwanie, bo trzeba odpiąć się z pasów, otworzyć drzwi i wysiąść, a ja nie potrafiłem samodzielnie wypiąć się z pasów. Pasy sportowe są specyficznie zbudowane, mają klamrę centralną na brzuchu, którą trzeba przekręcić. Wtedy cztery pasy wyskakują z zapięcia, natomiast ja nie potrafiłem tego zrobić. To była też taka rzecz, która mogła przekreślić wszystkie moje dążenia i zniweczyć cały plan. Poczułem wtedy, że jest już tak blisko, że praktycznie mam to w garści, a nie do końca wiem, jak sobie poradzić z tym jednym elementem. Podjąłem więc kolejne wyzwanie i zacząłem myśleć, jaki mechanizm zastosować, by rozwiązać problem pasów. Trwało to kilka tygodni, ale finalnie opracowałem prosty mechanizm i połączyłem dźwignię z centralną klamrą w pasach. Wystarczyło jedno kopnięcie w dźwignię, pasy się otwierały i finalnie wysiadłem na egzaminie w 4,3 sekundy, więc prawie o połowę krócej niż wynosił wymagany czas. Zdałem egzamin i droga do profesjonalnego motorsportu stała otworem. 

Jak uważasz, co miało największy wpływ na to, że proces powrotu za kierownicę był stosunkowo szybki? Czy to uzależnienie od adrenaliny brało górę nad resztą?

Może nie do końca uzależnienie od adrenaliny, ale wewnętrzny niepokój spowodowany ograniczeniami w realizacji moich pasji. Bardzo chciałem wrócić za kierownicę i kontynuować realizację moich marzeń. Kierował mną także upór i niechęć przed standardowymi rozwiązaniami. Zazwyczaj wydaje się, że osoba niepełnosprawna musi mieć opiekę, czyjeś wsparcie i ma ograniczony zakres możliwości. Ja nie chciałem o tym słyszeć. Stwierdziłem, że chcę powalczyć o swoją samodzielność. Myślę, że to mi najbardziej pomogło i usprawniło ten proces. Nie patrzyłem przez pryzmat stereotypów, tylko chciałem podążać za marzeniami bez względu na obiegowe opinie. 

Jak wyglądają Twoje treningi? Układasz je sam, czy korzystasz z jakiejś pomocy?

Treningi układam samodzielnie. Największym wyzwaniem są finanse, ponieważ motorsport jest bardzo drogi. Jest to jeden z najdroższych sportów na świecie i rzeczywiście przygotowanie konkurencyjnego samochodu to duże koszty. Do tego dochodzi też obsługa, serwis, logistyka związana z wyjazdami, transportem samochodów na tor czy zakup opon. Sam prowadzę firmę, żeby móc się ścigać i spiąć wszystkie współprace. Składa się na to bardzo dużo elementów. Jest to też prowadzenie social mediów, praca ze sponsorami, poszukiwanie ich, w okresie zimowym przebudowa samochodu i prowadzenie warsztatu. Tak naprawdę przez to nie ma tak dużo czasu na treningi, ile chciałoby się poświęcić. Ubolewam nad tym, ale posiadanie takiego teamu, który zrobiłby to kompleksowo, wymaga gigantycznego budżetu. Dlatego też nieustannie to fundusze determinują możliwości treningowe. Udaje się to jednak zrobić. Może nie tak często, ale przynajmniej raz w miesiącu staram się pojawić na torze, żeby pojeździć, poprawiać swoje umiejętności za kierownicą i rozwijać się jako kierowca. Jest to coś, co wymaga sporej determinacji i samozaparcia, żeby połączyć te wszystkie punkty, by finalnie znaleźć się na torze i wystartować. 

Czy stosujesz jakąś specjalną dietę? Jakie masz pomysły na regenerację po treningu?

Wiele osób zapomina o tym, że również w sportach motorowych odpowiednia, zbilansowana dieta jest bardzo ważna. To również sport, więc podobnie jak w innych dyscyplinach, odżywianie wpływa na koncentrację, samopoczucie czy kondycję. To bardzo ważne elementy, które decydują o końcowym wyniku. Staram się odżywiać zdrowo i dbam o odpowiednią liczbę kalorii. Duży wysiłek podczas jazdy sportowej powoduje, że zapotrzebowanie mojego organizmu jest większe niż standardowo. Ze względu na to, że prowadzę stopą i siedzę w nieco nienaturalnej pozycji za kierownicą, ważnym elementem mojego treningu jest rozciąganie i wzmacnianie mięśni nóg. Trzy razy dziennie biegam ze swoim owczarkiem belgijskim, który motywuje mnie do podejmowania codziennej aktywności. Z jednej strony jest to świetny trening kondycyjny, natomiast z drugiej traktuję to właśnie jako sposób regeneracji i aktywnego wypoczynku. Dodatkowo staram się zbalansować swój czas, aby znaleźć również czas na odpoczynek po dniu pracy. 

Zrobiło się o Tobie głośno, gdy zostałeś zaproszony do programu „The Grand Tour”. Jak ważne i cenne było to dla Ciebie doświadczenie?

Była to dla mnie niesamowita przygoda. Fantastycznie wspominam spotkanie z Richardem Hammondem, który jest świetnym człowiekiem i taki, jaki jest w telewizji, jest też na żywo. Do tej pory mamy kontakt. Jednym z większych wyzwań związanych z występem w „The Grand Tour” była logistyka, ponieważ musieliśmy zawieźć mój sportowy samochód do Anglii, gdzie odbywały się nagrania. Od strony medialnej był to dla mnie duży skok do przodu, jeśli chodzi o rozpoznawalność. Można powiedzieć, że nagle z „produktu krajowego” stałem się osobą znaną na całym świecie, bo „The Grand Tour” ma zasięg ogólnoświatowy. Zaczęli odzywać się do mnie inni zawodnicy, którzy śledzili program. Nie był to jedyny międzynarodowy projekt, ale dzięki niemu stałem się drifterem o globalnej rozpoznawalności wśród fanów. W zasadzie prawie każdy słyszał o takim kierowcy, jakim jestem, więc było to niezwykłe doświadczenie. Nie do końca byliśmy przygotowani, żeby dobrze tę okazję wykorzystać i mocniej się rozwinąć jako team, choćby pod kątem startów zagranicznych. Nie mieliśmy takiego zaplecza, natomiast była to fantastyczna przygoda, którą można potem wspominać. Samo to, że byłem jedynym Polakiem, który wystąpił w tym programie, daje olbrzymią satysfakcję. 

Kiedy w Twojej głowie pojawiła się myśl, żeby prowadzić profil na Instagramie i działać w social mediach? Jak wyglądały Twoje początki?

Kiedy powstał Facebook i Instagram, miałem chwile zawahania i nie założyłem konta od razu. Obserwowałem, nie byłem przekonany, czy jest to coś trwałego, czy szybko nie okaże się przelotną modą. Po roku, kiedy zobaczyłem, że to bardzo szybko rośnie i przekłada się na zasięgi, kontakt z fanami, możliwości jeszcze lepszego komunikowania o swoich osiągnięciach i planach, to zdecydowałem się pojawić na początku na Facebooku, później na Instagramie. Była to dla mnie nowa przygoda, bo trzeba było się nauczyć social mediów, co zrobić, żeby odpowiednio i skutecznie docierać do swoich kibiców. Była to osobna gałąź, która wymagała dużo pracy i nauki, ale myślę, że warto było. 

Twoja społeczność na Instagramie liczy prawie 80 tysięcy osób – jak myślisz, w czym tkwi sekret, że udało Ci się zyskać sympatię tylu osób?

Myślę, że to zasługa tego, co przewija się często w wiadomościach, które otrzymuję. Moja historia bardzo motywuje, bo ludzie widzą, że jest ktoś, kto robi coś niemożliwego. W pierwszej chwili ludzie, którzy o mnie wcześniej nie słyszeli, mówią: „Niemożliwe! Pokaż filmik”. Ludzie widzą, że moje problemy, z którymi zmagam się w życiu codziennym, nie są dla mnie powodem do rezygnacji z realizacji swoich celów, więc gdy widzą skalę moich wyzwań, ich problemy stają się mniejsze. Nie mają wymówki i powodu, żeby narzekać. Uważam, że to jest główna przyczyna tak licznego grona obserwatorów, ale też sam drift i motorsport jest na tyle widowiskowy, ciekawy i emocjonujący, że chcą śledzić moje poczynania sportowe i trzymają kciuki za moje starty. Myślę, że warto wspomnieć, że startuję na tych samych zasadach co inni kierowcy i ludzie są po prostu mega ciekawi, jak sobie poradzę w takim zestawieniu. Z każdym rokiem idzie mi coraz lepiej, więc jest szansa, że będę mógł sięgnąć po mistrzostwo. Udowodniłem to już w 2019 roku, kiedy to wywalczyłem 3. miejsce w klasyfikacji generalnej i tym samym zdobyłem tytuł Driftingowego Wicemistrza Polski. 

Co chciałeś osiągnąć poprzez działanie w social mediach i jaki był tego cel – promowanie swojej dyscypliny sportu, informowanie o branżowych eventach, zwiększenie rozpoznawalności, wsparcie w działaniach promocyjnych, marketingowych i PR-owych, czy może budowanie swojej marki osobistej?

Działalność w social mediach to w przypadku wszystkich sportowców zwiększanie rozpoznawalności i świadomości własnej marki. Myślę, że podobnie jest także w moim przypadku. Nie ukrywam, że jeśli chcę mieć partnerów i chcę współpracować z markami, to jest to też pewna dźwignia komunikacji i sposób pracy nad budowaniem marki osobistej. Pozwala to również na promocję marek, które mnie wspierają. Chciałbym to podkreślić, ponieważ bez wsparcia partnerów nie mógłbym startować. Podobne działania są podejmowane przez sportowców reprezentujących różne dyscypliny, np. kluby piłkarskie wkładają mnóstwo pracy oraz środków na rozwój social mediów, by móc w ten sposób informować swoich kibiców, co się u nich dzieje. My stosujemy tę samą strategię. Dodatkowo dzięki wiadomościom, które dostaję, czuję, że jest w tym też element misji, bo ludzie biorą ze mnie przykład. Z jednej strony mnie to motywuje, ale z drugiej – czuję odpowiedzialność, że nie mogę dać plamy, bo wiele osób pokłada we mnie nadzieje, jestem dla nich inspiracją. Oprócz tego dobrze się bawimy, bo tworząc content w social mediach współpracujemy z fotografami i filmowcami. Tworzymy angażujące i unikalne treści. To jest coś, co daje mi satysfakcję i lubię brać w tym czynny udział. 

Jaki odsetek Twoich obserwujących stanowią osoby z niepełnosprawnościami? Dostajesz od nich jakieś wiadomości z prośbami o rady? Czujesz, że swoją postawą wywierasz wpływ na ich życie?

Na pewno wśród moich obserwujących są osoby niepełnosprawne. Trudno mi powiedzieć, jaki procent całej społeczności stanowią – podejrzewam, że jest to 10 procent, może mniej. Mam widownię z całego świata, a odsetek osób niepełnosprawnych w skali globalnej jest dosyć mały. Niemniej jednak, nawet jeżeli na Instagramie czy na Facebooku mamy 100 tys. obserwujących i niech to będzie 5 procent, to i tak jest bardzo duża grupa osób, które mogę zainspirować i w jakiś sposób wesprzeć. Wiele osób pisze, że ze względu na to, że mnie zobaczyły i poznały moją historię, uwierzyły w siebie i zdecydowały się np. przystąpić do egzaminu na prawo jazdy. Czasem nawet sprawne osoby boją się egzaminu, mają jakieś uprzedzenia, a jak zobaczą, że gość bez rąk jeździ, to ich automatycznie motywuje i zachęca do tego, żeby również spróbować. Jest też jedna zawodniczka w mistrzostwach Polski, która po tym, jak dowiedziała się, że jeżdżę, postanowiła, że sama się przełamie i zacznie startować. Teraz widujemy się na zawodach, więc to też jest mega fajna informacja dla mnie. Staram się też dzielić tym, jak sobie radziłem z przeciwnościami i jak sobie radzę teraz. Tego typu pytania pojawiają się najczęściej, dlatego próbuję się w to angażować. 

Wzbudzasz zaufanie i sympatię swojej społeczności. W jaki sposób komunikujesz się ze swoimi odbiorcami i jak dbasz o interakcje z nimi?

Staram się znaleźć czas każdego dnia. Zazwyczaj rano zaglądam na skrzynkę i odpisuję. Dużo wiadomości stanowią np. gratulacje za udany start, więc na to trudno mi odpisać, ale gdy widzę, że ktoś ma jakąś potrzebę albo mógłbym w jakiś sposób pomóc, to odpisuję. Zauważam, że im większa pula fanów, im bardziej rosną kanały w social media, tym trudniej mi przefiltrować wszystkie wiadomości, więc niekiedy fani otrzymują tylko zwrot w formie automatycznie wygenerowanej wiadomości. W miarę możliwości staram się jednak codziennie sprawdzać, kto do mnie pisze. 

Czy zdarzają się jakieś niepochlebne komentarze pod Twoimi postami i czy zdarza Ci się mierzyć z hejtem? Jeśli tak to w jaki sposób sobie z nimi radzisz?

Hejt się zdarza, ale wśród fali pozytywnych komentarzy, słów wsparcia i informacji, że ludzie inspirują się moją historią, praktycznie tego nie zauważam. Niekiedy ktoś zobaczy wyrwany z kontekstu filmik, jak np. o czymś opowiadam, jadąc samochodem i na podstawie tego twierdzi, że prowadząc stopą powoduję zagrożenie na drodze. Ta osoba nie wie, że jestem zawodowym kierowcą i driftuję. Taki użytkownik nie zna mojej historii, a trafia na jeden filmik i od razu wyraża swoją opinię. Wtedy staram się poinformować, że zrobiłem prawo jazdy jak każdy inny, że musiałem udowodnić jak każdy, że potrafię panować nad samochodem, wykonać dokładnie te same czynności. Nie możemy oceniać w taki sposób, że jeśli ktoś robi coś inaczej, to znaczy, że gorzej. Niekiedy czuć w tych wypowiedziach frustrację, że ktoś nie za bardzo sobie z czymś radzi i to go dotyka, że osoba bez rąk osiąga coś, co on by chciał, a z jakiegoś powodu po to nie sięga. Brakuje motywacji, samozaparcia, może góruje lenistwo. Jest to taka znana psychologiczna zagrywka, że jeśli ktoś dużo hejtuje w Internecie, to znaczy, że sam ma jakiś problem ze sobą do przepracowania. Mając tę świadomość, albo zostawiam to bez odpowiedzi, albo odsyłam do obejrzenia innych filmików, gdzie się dowie czegoś o mnie. Jeśli ktoś jest bardziej konstruktywny w krytyce, staram się wytłumaczyć. 

Jak dużo czasu poświęcasz na przygotowywanie publikowanych treści? Masz jakieś stałe wsparcie w tej kwestii?

Cały czas się rozwijamy i wciąż chciałbym być jeszcze bardziej efektywny w tym audiowizualnym przekazie. Na co dzień pomaga mi Sławek, który jest menadżerem w naszym teamie i wspólnie staramy się tworzyć treści, prowadzimy social media, publikujemy posty, planujemy komunikację, więc nie jestem sam. Mamy też swojego fotografa, który jest z nami na zawodach, dostarcza nam wysokiej jakości zdjęcia z imprez. Mamy także swojego filmowca, z którym współpracujemy. Myślę, że na tym etapie bez tego nie da się tworzyć dobrej komunikacji w social mediach. Przydałoby się nawet więcej osób, bo szczerze mówiąc wokół tego, co się dzieje na zawodach, jest wiele ulotnych chwil, które trudno uchwycić. Z drugiej strony posiadanie medialnej armii generuje duże koszty. 

Czy według ciebie Instagram jest efektywnym i skutecznym narzędziem do promocji produktów i usług marek z branży automotive?

Myślę, że tak, ale powiedziałbym, że każde medium jest skutecznym narzędziem, bo równie dobrze może być to Facebook. Zależy, kto, do jakiej grupy docelowej chce dotrzeć i gdzie częściej są jego fani. To jest bardzo złożony temat i trudno odpowiedzieć jednym zdaniem. Instagram z pewnością jest skutecznym narzędziem, co widać po ilości postów sponsorowanych na kontach różnych twórców. Rynek automotive działa bardzo dobrze zarówno na Instagramie, jak i na Facebooku, więc kluczem do skuteczności jest dobranie takiego kanału, którego używają nasi potencjalni klienci. Myślę również, że warto dywersyfikować swoje działania na różnych platformach, bo to pozwala dotrzeć z przekazem do większej liczby odbiorców. W tym roku pojawiliśmy się też na TikToku i uważam, że jest to platforma, która prężnie się rozwija, pozwala uzyskać bardzo duże zasięgi i daje możliwość zrobienia czegoś w trochę innym formacie, czyli w formie krótkiego wideo. W krótkim czasie to samo pojawiło się na YouTube w postaci shortsów i na Instagramie w postaci rolek, więc to udowadnia, że ludzie na to czekali, może nieświadomie, ale zostali pozytywnie zaskoczeni. Stanowi to inspirację i wyzwanie dla twórców. YouTube też jest fajnym miejscem, bo znajdziemy tam wiele osób, które tworzą content motoryzacyjny i także mają duże zasięgi i bardzo rozwinięte konta. Dlatego uważam, że każdy kanał społecznościowy jest dobrym miejscem do publikowania tego typu treści. 

Czy uważasz, że można monetyzować swoje działania w sieci, prowadząc kanał dotyczący sportów, zwłaszcza sportów ekstremalnych? Czy zgłaszają się do Ciebie marki z propozycją współpracy na Instagramie?

Pojawiają się różne propozycje i jeżeli do nas pasują oraz są spójne z naszą filozofią, czyli związane z motoryzacją, z motywacją lub ze sportowym trybem życia, to nawiązujemy współprace. Zawsze w takim przypadku staram się osobiście przetestować produkt lub usługę, ponieważ chcę polecać swoim fanom to, co uważam za wartościowe. Pojawia się kwestia pewnej odpowiedzialności wobec moich obserwatorów. Podejmowanie współprac promocyjnych to pozytywny efekt uboczny naszej działalności. Budowaliśmy kanały ze względu na sport, na promocję swojej marki i komunikację z fanami, ale jeżeli to też może być źródłem dodatkowego dochodu, to staramy się z tego korzystać. Jednak dokonujemy selekcji, bo nie wszystko jest dla nas odpowiednie.  Jestem chętny do promowania tego, co związane z branżą motoryzacyjną, czyli z samochodami, nowymi modelami, oponami czy częściami samochodowymi. To jest coś, co możemy w naturalny sposób pokazać w naszym warsztacie, na zawodach, przetestować na torze czy w warunkach miejskich. Na tym się znam, mam wiedzę i bardzo łatwo przychodzi wtedy prezentacja czy stworzenie materiału. Podobnie jest również w przypadku odżywek, sposobów na treningi i utrzymanie dobrej formy. Jeżeli coś się sprawdza, używam tego i mogę z czystym sumieniem polecić, to dlaczego nie. Na pewno jest taka gałąź, której jeszcze nie dotknęliśmy, czyli simracing i gry komputerowe. Wiele osób się zastanawia, jak sobie z tym radzę. Mam mało czasu na granie, ale rzeczywiście to też jest ciekawe. Na pewno nie decydujemy się na to, co nie jest adekwatne do naszej działalności. YouTube jest jedynym miejscem, gdzie faktycznie te wyświetlenia można przełożyć na dochód, natomiast głównym źródłem jest lokowanie marek w swoich materiałach. To jest najczęstszym obszarem zainteresowań influencerów. 

Swoim postępowaniem udowadniasz, że nie ma jakichkolwiek granic, a przeciwności losu to jedynie stan umysłu. Co uważasz za swoje największe osiągnięcie?

Patrząc z perspektywy lat za największe osiągniecie uważam to, że w ogóle jestem w motorsporcie, że miałem w sobie na tyle odwagi i samozaparcia, żeby spróbować doprowadzić do pierwszych startów, nie poddawać się, nie słuchać ludzi, którzy mówili, że to się nie uda, jest zbyt niebezpieczne i tak dalej. Tak naprawdę wszystko jest niebezpieczne, a próbując walczyć o swoje marzenia możemy dojść do czegoś, czego się nie spodziewaliśmy. Tak było też w moim przypadku, bo nie sądziłem, że będzie mi dane bić się o pierwsze miejsca na zawodach ze sprawnymi zawodnikami, a to już się dzieje. Kolejnym takim sukcesem był powrót do malowania, które również było moją pasją, a w życiu bym nie powiedział, że jeszcze będę w stanie to robić, a obecnie maluję stopą. Poza tym mogę wymienić osiągnięcia medialne, czyli spotkanie z Richardem Hammondem, Nico Hulkenbergiem i drift pomiędzy bolidami Formuły 1. Sama przyznasz, że nie każdemu kierowcy pozwoliliby driftować pomiędzy bolidami F1, które nie są tanie. Wystąpiłem również w klipie promującym Igrzyska Paraolimpijskie w Rio. Co prawda, motorsport nie jest sportem olimpijskim, a mimo to chciano pokazać, że osoby niepełnosprawne potrafią sobie doskonale radzić w tym sporcie. Staramy się stawiać sobie kolejne wyzwania. Natomiast w kwestii ściśle sportowej będą to m.in. zwycięstwo na torze w Niemczech czy wicemistrzostwo Polski w 2019 r. Tego wszystkiego by nie było, gdyby nie zdobycie licencji i przełamanie się do tego, żeby się ścigać. 

Czy masz jakieś marzenia sportowe lub związane z Twoją aktywnością w mediach, które na chwilę obecną wydają się „niemożliwe”?

Dzieją się fantastyczne rzeczy i codziennie staram się pracować, żeby to rozwijać. Wiadomo, że mamy lepsze i gorsze chwile. Chciałbym rozwijać to, co już teraz dobrze działa, czyli social media i komunikację medialną, ale zależy mi także na tym, by samodzielnie rozwijać się jako zawodnik. Może więcej startować za granicą, a może nawet pojawić się w Stanach na zawodach ligi Formula Drift. Z pewnością byłyby to fajne przygody, które warto byłoby przeżyć. Z roku na rok staram się stawiać poprzeczkę coraz wyżej i nie powiedziałem jeszcze ostatniego słowa. 

Masz ogromne grono obserwujących Cię osób na Instagramie, gdzie pokazujesz swoje sportowe życie i walkę z trudnościami. Co byś polecił młodym ludziom, którzy mają swoje marzenia, ale nie do końca wierzą w siebie i brakuje im motywacji?

Poleciłbym, żeby znaleźć swoje jedno największe marzenie, jeden cel, na którym im najbardziej zależy, w którym czują się najlepiej. Cel czyli coś, w co nie wkłada się wielkiego wysiłku, ale przynosi zadowalające efekty. Coś, co daje perspektywę, że umiejętności w tym zakresie są na tyle wysokie, że warto je rozwijać. Ludzie często mają wątpliwości, w czym są dobrzy i co mają ze sobą zrobić. I taka jest moja odpowiedź, żeby zastanowić się, co lekko nam przychodzi, że nie musimy na to poświęcać bardzo dużo czasu, tylko wychodzi w miarę łatwo i szybko i potem to rozwijać, ale rozwijać małymi krokami. Chcemy polecieć w kosmos? Wiadomo, że nie będzie to za tydzień, ale możemy zacząć o tym czytać, zbierać wiedzę teoretyczną, pójść na odpowiedni kierunek studiów, który pozwoli nam zdobyć doświadczenie i umiejętności, żeby móc znaleźć się potem w firmie, która zajmuje się lotami w kosmos. Myślę, że właśnie tak do tego trzeba podejść. Zacząć od małych kroków, ale jeżeli każdego dnia będziemy robić ten jeden mały krok, to za miesiąc będziemy w zupełnie innym miejscu niż byliśmy wcześniej. Tak też było ze mną i myślę, że to jest dobre rozwiązanie.

Źródło:

https://www.instagram.com/p/CescT3vIdy0/

https://www.instagram.com/p/CFG4c_7jK5Q/

https://www.instagram.com/p/CgAM1-eoCUR/

https://www.instagram.com/p/CstsYsPtsu2/

https://www.instagram.com/p/Cu4tijNsfKi/

NativeHash Team

Zespół redakcyjny NativeHash tworzą PR-owcy, specjaliści ds. social mediów i entuzjaści influencer marketingu, którzy posiadają bogate doświadczenie, jak i wyjątkową pasję do kreowania skutecznych digitalowych strategii komunikacyjnych. Dzięki szerokiej wiedzy i zaangażowaniu, nasza ekipa zapewnia wysoką jakość usług i efektywne rozwiązania marketingowe, dopasowane do potrzeb i oczekiwań naszych klientów, które pomagają osiągnąć sukces w cyfrowym w świecie.

Bartosz Ostałowski Drift Wywiad Motorsport Kierowca Automotive

Napisz do nas

Jeśli uważasz, że pasujemy do Twojego projektu, masz jakieś pytania, sugestie albo po prostu chcesz się z nami przywitać, to skorzystaj z naszego formularza, a my odezwiemy się do Ciebie w ciągu 48h.

 

BLOG

Szukasz inspiracji?

  • Interesują Cię najnowsze trendy w dziedzinie influencer marketingu, social mediów i projektów digitalowych?

  • Chcesz poznać praktyczne wskazówki, kreatywne pomysły i oryginalne formaty współpracy z zasięgowymi twórcami?

  • Jesteś ciekawy jak wygląda wdrażanie innowacyjnych rozwiązań i nowych technologii w kampaniach online? 

  • Chcesz przeczytać ciekawe wywiady z ulubionymi twórcami, kreatywnymi markami oraz ekspertami z branży?

KAMPANIE

Odkryj 
nowe możliwości

Realizuj wyjątkowe kampanie i współpracuj z ulubionymi twórcami! Wykorzystaj potencjał nowych technologii w marketingu i docieraj do swoich odbiorców w innowacyjny sposób. Pobierz bezpłatną aplikację z Google Play i odkryj jej inspirujące funkcje.

LET`S GO

Głodny wiedzy?

Chcesz czytać więcej wartościowych,
i motywujących treści? Zapisz się do naszego newslettera.

SPOŁECZNOŚĆ

Obserwuj nas

Polub nasze profile, dołącz do naszej
s
połeczności i bądź na bieżąco ze światem digitalowych twórców.